Agata Chinowska

Odnosząc się do tekstu pani Idy Łotockiej-Huelle „Bardziej nic niż coś” chciałabym zwrócić uwagę na kilka kwestii. Po pierwsze, autorka z rozgoryczeniem zwraca uwagę na nagonkę „dystrbutorów sztuki” na wystawę „Nowi Dawni Mistrzowie”, podczas gdy nieopodal aż roi się od złych, nic niewnoszących, wtórnych wystaw. Czy jest to jednak argument świadczący na korzyć „Nowych Dawnych Mistrzów” czy dyskredytujący trzy odbywające się mniej więcej w tym samym czasie w Gdańsku wystawy, o których pisze pani Łotocka? Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że sztuka współczesna stale musi się bronić i tłumaczyć podatnikowi, który się sztuką nie zajmuje, sytuacja staje się przygnębiająca, gdy ten podatnik w jakiś tam sposób jest ze sztuką związany. W tym miejscu chciałabym podkreślić, że międzynarodowa wystawa „Patriotyzm jutra” nie była finansowana ze środków publicznych.
Pani Łotocka zarzuciła wystawie „Patriotyzm jutra” niekomunikatywność: jakieś piosenki, powtarzane słówka, fioletowe termofory. Nie pokusiła się widocznie o głębszą analizę prac, a co za tym idzie po prostu tych prac nie zrozumiała. Choćby te powtarzane słówka. Chodzi tu o pracę węgierskiego artysty Zsolta Keserű „Let’s speak hungarian”, w której pięciu czudzoziemców mieszkających w Budapeszcie i uczących się węgierskiego próbuje powtarzać za lektorem węgierskie słowa. Artysta odnosi się do poczucia obcości Węgrów w Europie, do ich języka - prawdziwego dziwoląga, którego nikt z sąsiadujących krajów nie rozumie, do tego, że Węgrzy czują się wciąż dziwnie otoczeni Słowianami, i wciąż poszukują swoich korzeni.
Polemika wywołana przez panią Łotocką wydaje mi się bezsensowna, ponieważ brak w niej argumentów merytorycznych, a to nie służy ani sztuce, ani jej odbiorcom.
Agata Chinowska

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-Share Alike 2.5 License.